Pułkownik Jan Piwnik „Ponury” to jeden z najsłynniejszych żołnierzy Armii Krajowej. Cichociemny, dowódca podczas wielu spektakularnych akcji bojowych. Uwielbiany przez swoich żołnierzy, którzy nazywali go „bogiem”. Zagończyk z krwi i kości. Miał w zwyczaju mawiać: Nie należy szczypać szwaba, lecz bić pięścią w mordę. Kąsał Niemców bardzo boleśnie i jak mało kto.
Ponury zrobił na mnie silne wrażenie. Czuło się, że jest to osobowość nieprzeciętna. U chłopaków cieszył się ogromnym autorytetem; stanowił dla nich wzór żołnierza, patrioty i człowieka, darzyli go pełnym oddaniem. Solidny, rzeczowy, męski; wymagający, a równocześnie – troskliwy, dbały o żołnierza – wspominał jeden z jego żołnierzy. Swoją karierę w dywersji „Ponury” rozpoczął od bardzo mocnego akcentu, który rozsławił go na całą „podziemną” Polskę.
Największe osiągnięcie podziemia
18 stycznia 1943 r., godz. 17:00, Pińsk. Pod bramę niemieckiego więzienia w Pińsku zajechał samochód marki Opel w barwach ochronnych na numerach „POL” (Polizei). W tle odbywał się normalny ruch uliczny, w tym miejscu dosyć spory, gdyż 50 metrów od bramy kwaterowało ponad 500 żołnierzy Wermachtu. Co chwilę na ulicy pojawiały się sylwetki w mundurach. Drzwi Opla uchylił podoficer SS i zaczął przywoływać strażnika. Ten przez drzwiczki judasza zmierzył samochód od góry do dołu i cztery postacie w jego wnętrzu. Nie zauważył niczego podejrzanego. Ponaglany przez SS-mana zaczął otwierać bramę. Gdy samochód znalazł się już w środku, z samochodu wyszło dwóch mężczyzn. Jeden z nich, już w innym tonie niż przed chwilą, rozkazał mu otwierać następną bramę. Wartownik zorientował się, że coś jest jednak nie tak. Gdy sięgał po broń, otrzymał postrzał z colta. Huk wystrzału zagłuszył ryk silnika i gwar z ulicy. Przez niedomkniętą bramę wślizgnęli się kolejni mężczyźni w cywilnych ubraniach. Obsadzili budkę strażniczą. Kolejną bramę mężczyźni postanowili sforsować w ten sam sposób. Wybieg udał się znakomicie – kolejny strażnik zachował się podobnie i został obezwładniony. Akcja szła jak po maśle. Pozostała jeszcze trzecia przeszkoda – żelazna, rozsuwana krata. Wtedy z pomocą przyszły dwie kolejne grupy napastników, które wdarły się na teren więzienia przez płot. Opanowały wartownię i otworzyły żelazną kratę. Mężczyźni z pistoletami i stenami porozbiegali się po pomieszczeniach więzienia, uwalniając aresztowanych. Spośród 54 uwolniono 40. Trzech z nich natychmiast wsadzono do Opla przy drugiej bramie, po czym pośpiesznie odjechali oni samochodem. Uwolnionym więźniom oznajmiono, że są wolni i rozkazano po odskoku grupy natychmiast uciekać z więzienia. Wkrótce rozległ się trzykrotny gwizdek dowódcy grupy, który kończył akcję i zarządzał odwrót. Odskok udał się bez większych problemów.
Śmiała, precyzyjna, udana i przykładna – tak tą brawurową akcję podsumował Dowódca AK, gen. Stefan Rowecki „Grot”. Przeprowadziło ją 16 żołnierzy dywersji Armii Krajowej pod dowództwem „Ponurego”. Na akcję wyjeżdżali prosto z Warszawy do oddalonego o 350 km Pińska. Po drodze musieli sforsować silnie strzeżoną granicę. W samym mieście stacjonowało przeszło 3, 5 tys. żołnierzy niemieckich. Celem akcji było odbicie z więzienia trzech konspiratorów, z których dwóch było cichociemnymi. Akcja powiodła się w całości i wywołała niesamowite wrażenie. Na jej uczestników posypał się grad odznaczeń, wyróżnień i awansów, nawet BBC o niej wspominało. Została uznana za dotychczas najlepszą akcję polskiego podziemia i jego największe osiągnięcie.
„Ponury” to był „bóg”
Po tej akcji „Ponury” stał się postacią legendarną. Na kursach dywersyjnych wykładał akcję odbicia więzienia w Pińsku, którą sam zaplanował i dowodził, ale zdaje się, że woda sodowa nie uderzyła mu do głowy. Tęsknił za akcją i adrenaliną. Był stworzony do partyzantki, do działania. Kilka miesięcy później został dowódcą Zgrupowań Partyzanckich AK „Ponury”, działającą w rejonie Gór Świętokrzyskich. Był stworzony do roli zagończyka. Miał wybuchowy charakter i często nie przebierał w środkach. Kiedy podpadł mu jeden z komendantów obwodu mjr Józef Włodarczyk „Wyrwa”, kazał swoim żołnierzom go aresztować i dostarczyć na jego kwaterę. Pokazał mu wtedy pięść pod nosem i powiedział: Słuchaj, bracie. Gdybyś się schował gdziekolwiek w Polsce, to ja poślę swoich chłopaków i oni Pana znajdą. Przestraszonemu majorowi nie pozostało nic więcej, jak tylko posłuchać niegrzecznego zagończyka, a później zgłosić skargę do dowódcy AK.
„Ponury” swoich żołnierzy trzymał „żelazną ręką”. Ponury był niezwykle wymagający dla ludzi z wojska. Miał porywczy charakter i jeśli ktoś mu rzeczywiście podpadł, krzaki się „ruszały” od jego krzyku – wspominał jeden z jego podwładnych. Jego pseudonim wziął się z charakterystycznego wyrazu twarzy, typowego dla „smutnych panów” ze służb specjalnych. Piwnik przed wojną był policjantem, dzisiaj powiedzielibyśmy „bodyguardem”, który odpowiadał za ochronę osobistą premierów Leona Kozłowskiego oraz Walerego Sławka. Jego oblicze łagodniało tylko wtedy, gdy spuścił solidny łomot Niemcom. Po jednej z takich akcji, gdzie obficie lała się krew przeciwnika, jeden ze świadków odnotował reakcję swojego dowódcy: Dzisiejszy dzień minął wesoło. Kom[endant] Ponury z samego rana ubierając się, nucił sobie barytonowym głosem swojskie piosenki, naturalnie ku ogólnemu zdziwieniu, bo przeważnie ponury, a dziś jego oblicze zdobi lekki uśmiech.
Pomimo porywczego usposobienia i ciężkiej ręki żołnierze go uwielbiali. Miał pośród nich ogromny autorytet. W ich oczach „Ponury” to był „bóg”. Cichociemny. K[rzyż] V[irtuti] Militari za „Wachlarz” oraz fakt, że był nasz od Gór Świętokrzyskich sprawiała, że kochaliśmy go. Jego opanowanie, chmurne oblicze, małomówność czyniły go tajemniczym i dodawały mu splendoru – wspominał jeden z partyzantów Tadeusz Barański.
Umrzeć czy splunąć to wszystko jedno
„Ponury” podczas służby w Górach Świętokrzyskich nie przegrał żadnego starcia z Niemcami. Wyprowadzał swoich 400 partyzantów z najgorszych sytuacji. W obławach we wrześniu i październiku 1943 r. Niemcy wysłali przeciwko niemu kilka tysięcy żołnierzy, których wspierała broń pancerna i lotnictwo. Na nic się to zdało. Wodził okupanta za nos jak chciał. Jednak ciężki i wybuchowy charakter sprawił, że narobił sobie sporo wrogów również wśród miejscowej AK. Został odwołany i wysłany do partyzantki na Nowogródczyznę. W kwietniu 1944 r. został tam dowódcą VII batalionu 77 pułku piechoty AK. Tam działał w podobnym stylu jak w Górach Świętokrzyskich. W czerwcu jego oddział otrzymał rozkaz niszczenia niemieckich strażnic. 8 czerwca zniszczył jeden z takich punktów.

„Ponury” rzadko się uśmiechał. Uśmiech na jego twarzy gościł tylko wtedy, gdy napsuł sporo krwi okupantowi.
Na 16 czerwca planował zniszczenie kolejnego takiego punktu w Bogdanach. Planowano podejść jego załogę z zaskoczenia, ale się to nie udało. Polscy partyzanci zalegli na przedpolu ufortyfikowanego punktu, otoczonego drutem kolczastym. Ponury zaczął grzmieć na swojego oficera: co k[urwa] m[ać] za wojsko, natarcie utknęło. Zgromiony dowódca odpowiedział: „zaraz podrywam III pluton”. Reprymenda w wojskowym stylu poderwała partyzantów do ataku. Żołnierze podczołgali się pod zasieki i zrobili przejście. Jeden z nich doskoczył do bunkra i oddał celny strzał do żołnierza obsługującego ckm. W tym samym czasie zza rogu budynku wyskoczył także z granatem w ręku Komendant „Ponury” i okrzykiem: Chłopcy, naprzód! – poderwał do ataku pozostałych żołnierzy znajdujących się na kierunku natarcia 3 plutonu. Biegnąc obrzucili oni również granatami stanowiska ogniowe obrony niemieckiej […] Komendant „Ponury” po skoku […] przez bramę wjazdową do wnętrza umocnień został trafiony kilkoma pociskami w brzuch z karabinu maszynowego z odległości ok. 30 metrów z przeciwległego bunkra – wspominał jeden ze świadków. W ostatnich słowach przed śmiercią miał powiedzieć: Powiedz żonie… i rodzicom, że ich bardzo kochałem… i że umieram jak Polak… I pozdrówcie… Góry… Świętokrzyskie. Strażnicę opanowano. Jego śmierć była totalnym zaskoczeniem: Nikomu nie przyszło na myśl, że Jasio „Ponury” może zginąć. To było nieprawdopodobne. Człowiek, który z pięciuset ludźmi wyszedł z 17.000-nej obławy w Kieleckim, który tak wspaniale rozbił więzienie w Pińsku i tyle razy patrzał śmierci w oczy – przecież zginąć nie może. Tyle razy wyrywał się z objęć śmierci, ale tym razem mu się nie udało. Umrzeć czy splunąć to wszystko jedno – mawiał.
Artykuł „Ponury” – legenda polskiej partyzantki pochodzi z serwisu Blog Surge Polonia - Historia i patriotyzm.