Wszyscy znają majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę” – Żołnierza Wyklętego, który prowadził nierówną walkę z komunistami o niepodległość Polski. Ale niewiele osób kojarzy postać pierwszego „właściciela” tego pseudonimu, który był źródłem inspiracji dla Szendzielarza. Mowa oczywiście o ppłk Janie Dąmbrowskim – legendarnym zagończyku, pogromcy bolszewików, żołnierzu do zadań specjalnych, którego ochrzczono „Łupaszką” z powodu specyficznego wyglądu zewnętrznego.
On jest piękny w swojej brzydocie. Ktoś w szeregach dał mu przezwisko „Łupaszka”, które już do końca życia było drugim jego imieniem. Była to barwna postać. Należał do osób, które spotkane choćby raz w życiu, zapamiętuje się do końca swoich dni: Głowa wydłużona, góra czaszki skrzywiona na bok, wyłupiaste oczy, ale oczy tryskające energią, ciekawością i humorem. Twarz nietuzinkowa, trochę niesamowita, ale nie odpychająca, a raczej zniewalająca widza i rozmówcę – wspominał jeden z jego podwładnych, mjr Stanisław Aleksandrowicz. Charakterystyczny wygląd (miał wyłupiaste oczy, gdyż cierpiał na chorobę Basedowa) szedł w parze z odwagą, walecznością i skłonnością do ryzyka. W wojsku rosyjskim, gdzie zaczynał żołnierską karierę, otrzymał w ciągu 4 lat służby aż 17 odznaczeń! Był legendarną postacią w polskim wojsku przed wojną i na Wileńszczyźnie. W armii II RP nie zrobił błyskotliwej kariery, ale słyszał o nim każdy.

Ppłk Jerzy Dąmbrowski „Łupaszka” chorował na wytrzeszcz oczu, czyli chorobę Basedowa. Stąd wziął się jego pseudonim/przydomek.
„Chłopcy-Ojczyzna-Bolszewicy”
Pod koniec grudnia 1918 r. polscy ochotnicy tzw. „Samoobrony Wileńskiej”, przed wymarszem do pierwszego starcia z bolszewikami, przemaszerowali w paradzie po ulicach Wilna. Parada jak to parada – żołnierze, konie, sprzęt wojskowy, przemówienia, oklaski publiczności. Każda z nich wygląda podobnie. Ale jedno z przemówień wyryło się na zawsze w pamięci jej świadków. Wygłosił je „Łupaszka”- wtedy zastępca dowódcy kawalerii „Samoobrony Wileńskiej” – do swoich żołnierzy. Długo się nie rozgadywał: Palnął niezapomnianą przemowę z trzech słów: „Chłopcy-Ojczyzna-Bolszewicy” i dodał trzy słowa po rusku [„Job ich Mat”] – zaraz po nich komendę: „Od prawego, trójkami, stępa marsz” – wspominał ks. Walerian Meysztorowicz, pomijając w swojej relacji niecenzuralne słowa. W tych trzech słowach powiedziane zostało wszystko! Był w nich i apel („Chłopcy!”) i odwołanie się do zagrożenia rodzącej się do bytu państwowego Ojczyzny („Ojczyzna!”) i określenie tego zagrożenia („Bolszewicy!”) – i wreszcie, na samym końcu, mocny wyraz wściekłości, pasji i woli walki zarazem – owe nieparlamentarne, „męskie”, na pewno powszechnie znane słowa. Powiedziane zostało wszystko: krótko, zrozumiale, bez niepotrzebnego patosu czy gadulstwa – znakomicie, z wielkim talentem krasomówczym i wyczuciem sytuacyjnym – ocenił jego biograf Tomasz Strzembosz. I taki właśnie był „Łupaszka” – kiedy trzeba dyplomatą, świetnie poruszającym się na salonach, zaś w innej sytuacji szorstkim dowódcą, ulubieńcem swoich podkomendnych. Ale przede wszystkim był żołnierzem, i to w jego najlepszej odsłonie, czyli żołnierzem-zagończykiem. Swoimi niezwykłymi czynami przeszedł do legendy.
Doskonały partyzant
„Był on na kresach północno-wschodnich postacią legendarną, sławnym zagończykiem – partyzantem z lat 1918-1920, dokazującym na czele ochotniczego oddziału jazdy czynów odwagi i sztuki wojennej godnej Kmicica” – pisał Józef Bisping, żołnierz „Hubala”. W czasie walk z bolszewikami wykuwała się jego legenda. Wszystko zaczęło się od szalonego rajdu z Wilna do Polski. Pod naporem bolszewików Polacy musieli się wycofać z miasta nad Wilią. „Łupaszka” i jego brat Władysław razem ze swoim oddziałem jazdy, w ciągu miesiąca przemierzyli kilkaset kilometrów przy trzaskającym mrozie oraz ciągłych walkach z bolszewikami i lokalnymi partyzantami. W lutym zameldowali się w Brześciu Litewskim, gdzie była już Polska i jej wojsko. Był to „wyczyn dużej klasy”. Później przyszły kolejne sukcesy. Jerzy specjalizował się przede wszystkim w bardzo ryzykownych rajdach na tyły wroga – zagonach. Oddział wnikał głęboko w zaplecze wroga, wzbudzając panikę i postrach na jego tyłach. Jego sukcesy dodawały otuchy i motywowały do walki nie tylko jego własnych żołnierzy. „Pomimo swoich sił mikroskopijnych poruszał się swobodnie w kraju okupowanym przez wojska bolszewickie, budząc postrach wśród nieprzyjaciela. Marszałek Piłsudski w swoich odczytach o wyprawie wileńskiej, powiadając jak w jego umyśle tworzyła się koncepcja tej wyprawy […] podkreślił, że łatwość, z jaką dawał sobie radę Dąmbrowski z bolszewikami, wywołała w nim chęć rozpoczęcia wojny o oswobodzenie kresów” – pisał żołnierz jego oddziału, a później znany publicysta – Stanisław Cat-Mackiewicz. Żołnierze kochali „Łupaszkę”: „Ten bardzo brzydki człowiek pozyskał nie tylko szacunek ułanów, ale był lubiany. Nigdy nie dbał o własną skórę. Zawsze galopował na swoim Kozaku na każdy odgłos strzelaniny. Często był ryzykantem, czasem robił omyłki, ale nawet szeregowi ułani nigdy nie wyrazili mu swego wahania i zawsze szli za nim” – wspominał mjr Stanisław Aleksandrowicz. A były to niezbyt spokojne dusze, do cna przypominające swojego dowódcy: Walczył mając w swych oddziałach „Żulików”, którym po zdobyciu miasteczka pozwalał przez pewien czas „pohulać”. Działając za frontem, kazał swoim żołnierzom malować twarze na czarno, co powodowało popłoch. W zębach mieli noże – pisał ks. Józef Obrębski. Informacje o wyczynach Dąmbrowskiego rozchodziły się lotem błyskawicy, tworząc jego legendę, która żyła przez całe dwudziestolecie międzywojenne. Sowieci, którym wielokrotnie napsuł krwi, również dobrze go zapamiętali.

Dowództwo ochotniczego oddziału braci Dąmbrowskich – luty 1919 r. Siedzą od lewej Władysław i Jerzy.
Przejęcie tradycji
Jak wspominałem wcześniej, „Łupaszka” nie zrobił błyskotliwej kariery w polskim wojsku. Chorował na astmę, powoli odzywały się rany, jakie odniósł podczas ostatnich dwóch wojen. Zanim w 1933 r. odszedł ze służby czynnej, był oficerem w 3. Pułku Strzelców Konnych stacjonującym w Wołkowysku, dowódcą szwadronu KOP i wreszcie – w stopniu podpułkownika – zastępcą dowódcy elitarnego 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich w Wilnie. W jednostce tej służyli m.in. Henryk Dobrzański, znany jako „Hubal” i legendarny partyzant ZWZ-AK Zygmunt Szendzielarz. Do 1939 r. pozostawał w stanie spoczynku i pracował jako inspektor przy selekcji koni przewidzianych do użycia w razie mobilizacji. W 1939 r. został zmobilizowany jako dowódca pułku ułanów. Podporucznik Janusz Wielhorski tak go zapamiętał: „W rozpiętym nonszalancko kawaleryjskim płaszczu i garnizonowej czapce z różowym otokiem 13. Pułku Ułanów prezentował się doskonale; siedział na wspaniałym, siwym jak mleko, wałachu„. Bił się z Niemcami aż do 28 września. Po rozwiązaniu pułku, część żołnierzy wyszła z grupą „Hubala” i prowadziła dalszą walkę do 1940 r. „Łupaszka” na czele około 30 ludzi skierował się zaś do Puszczy Augustowskiej. Przedostał się na Litwę. Tam wkrótce go rozpoznano i aresztowano, gdyż uczestniczył przed laty w „buncie Żeligowskiego”. Po zajęciu Litwy przez Sowietów wpadł w końcu w ich ręce i już się z nich nie wydostał. Sowieci zemścili się za ciosy, jakie ich spotkały, spod jego szabli. Zamordowali podpułkownika w nieznanych do dzisiaj okolicznościach.
„Łupaszka” […] wyjaśnił […], że swój pseudonim wziął od pewnego pułkownika. Pułkownik jednak nie używał tego pseudonimu. To był raczej jego przydomek, nadany mu przez sowietów po wojnie polsko – bolszewickiej w 1921 r. Jak można się domyślić, przydomek określał stosunek osoby do przeciwnika. Były inspektor koni, a po wojnie dowódca 13 pułku ułanów, zasłynął z „łupienia” sowietów. Czy Szendzielarz tym się kierował, przybierając przydomek bohaterskiego oficera jako swój partyzancki pseudonim? Chyba tak. Chcę, żeby mnie nazywano „Łupaszka”, powiedz to wszystkim, „Maks”, i wyjaśnij: „Łupaszka”, a nie „Łupaszko” […] Wola jego komendanta nie zawsze była spełniana. Skłonni do końcówek kończących się na literę „O” Sowieci, przekłamywali pseudonim. W formie „Łupaszko” dostał się Szendzielarz również do dokumentów sądowych, a później do wielu publikacji historycznych. Bez względu jednak na to, czy pisano i mówiono o nim „Łupaszko” czy „Łupaszka”, pozostanie zawsze tym samym, bohaterskim dowódcą 5 Brygady AK, „Brygady Śmierci” – wspominał jeden z żołnierzy „Brygady Śmierci”.
Autor relacji nieco poprzekręcał fakty, ale nie ulega wątpliwościom, że Szendzielarz, który poznał wcześniej „pierwszego Łupaszkę”, mocno się nim inspirował. Przejął od niego pseudonim oraz markę znaną na całej Wileńszczyźnie – nieustraszonego zagończyka i pogromcy bolszewików. Fakt ten pomógł dowódcy „Brygady Śmierci” w jego walce. Był to również symboliczny akt przejęcia pięknej, kawaleryjskiej tradycji. Szendzielarz rozsławił imię „Łupaszki” na całą Polskę.
Artykuł Skąd wziął się pseudonim „Łupaszka”? pochodzi z serwisu Blog Surge Polonia - Historia i patriotyzm.